W lutym 2014 roku na Maleńkiej Krokwi w Zakopanem zdarzył się wypadek, jakich tysiące: młody skoczek stracił równowagę po lądowaniu. Potem powinien otrzepać się ze śniegu, wstać i pójść na kolejny skok, ale Szymon Olek niestety nie wstał. Krok w nowe życie kosztował dekadę pracy, osiem operacji i kilkaset tysięcy złotych. Wydano je po to, żeby dziś swoich gości sam odprowadzał do drzwi. Marzy, żeby kiedyś był nim Kamil Stoch – ten, który dawniej pierwszy wyciągnął do niego rękę.